Serdecznie zapraszamy na Mszę św, która rozpocznie doroczny Konwent ZPKM Za nami 60. Pielgrzymka Zakonu Maltańskiego do Lourdes. Zachęcamy do przesyłania zdjęć i świadectw. Trwa proces beatyfikacyjny Sługi Bożego Fra Andrew Bertiego Święci i błogosławieni Zakonu Maltańskiego
strona główna »  Duchowość » Rozważania
Polecamy


W nas przyjdzie Słowo Boga / Kazanie św. Bernarda, opata

Wiemy, że potrójne jest przyjście Pana.  Trzecie jest pośrodku między dwoma pozostałymi.  Te są jawne, trzecie takie nie jest.  Za pierwszym swoim przyjściem Pan był widziany na ziemi i przebywał wśród ludzi, bo jak sam o tym mówi: ujrzeli i znienawidzili. więcej >>>

+++

Sługa Boży Fra' Andrew Bertie
Wielki Mistrz Zakonu Maltańskiego
1988 - 2008

Subskrypcja biuletynu
Od Prezydenta i Kapelanów
Blog konfratra z Paryża
TV Zakonu

Zakon Maltański w Polsce

Konwent ZPKM, 1992 





Maltański Koncert Charytatywny w Olsztynie - 2016


BLIŻEJ BOGA: Zakon Maltański w Gliwicach

więcej filmów >>>

Rozważania A+A-A0

 

2018-05-27 – Mt 28,16-20 – Tres faciunt collegium

Tres faciunt collegium. Trzech (trzy osoby) tworzą związek/ stowarzyszenie. Tak stanowi sformułowana przez rzymskiego jurystę Neratiusa Priscusa paremia. Bowiem do powołania stowarzyszenia jako osoby prawnej konieczny był udział co najmniej trzech osób.

Jest jeden Bóg. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Osoba Trójcy to określenie tego, co różni Ojca od Syna i Ducha w jedności Boskiej natury. Trzy Osoby to trzy suwerenne podmioty, gdzie każdy z nich a więc i Ojciec, i Syn, i Duch jest Osobą Boską – jest Bogiem. Ów jeden w trzech Osobach Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Sprawiedliwość zaś jest według Ulpiana niezmienną i trwałą wolą zagwarantowania każdemu jego prawa. Definicja ta zakorzeniona jest w filozofii stoickiej. Nie była też obca prawodawstwu faraonów i Kodeksowi Hammurabiego. Nie jest ona jedynie pustym retorycznym hasłem ani zapożyczeniem, lecz stanowi pewną mądrość, której każde pokolenie nadaje własny sens.

Próbę zdefiniowania, czym jest sprawiedliwość, w oparciu o kryterium materialne, w odróżnieniu od charakterystycznego dla kryterium formalnego podjął Arystoteles. Centralnym punktem pojęcia sprawiedliwości u Arystotelesa jest równość, rozumiana jednak nie w sposób numeryczny, lecz proporcjonalny, geometryczny. Równy oznacza środek między za dużo, a za mało. Prawo jest więc czymś proporcjonalnym, ponieważ proporcja jest środkiem, a więc i słuszne jest proporcją.

Suum cuique tribuere. Oddać każdemu, co mu się należy. Bóg jest Miłością przez wielkie „M” pisaną. Ona jest Jego istotą. Z niej jest „zrobiony”. Z tej miłości Ojciec „rodzi” Syna. Od Ojca i Syna – z Miłości również – pochodzi Duch Święty. Nadmiar Bożej miłości jest przyczyną sprawczą istnienia świata i człowieka. Z miłości nas stworzył. Do miłości nas powołał. Z miłości sądzić nas będzie. Dlatego pomni na to, że sprawiedliwy Sędzia odda każdemu według tego, co mu się słusznie należy powtórzmy za św. Pawłem: Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa (Rz 13,8-10). Prawa, którego zasadami są przecież: żyć uczciwie (honestum vivere) i drugiemu nie szkodzić (alterum non laedere).

 Syn Boży stał się człowiekiem. Przeszedł dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (Dz 10.38). Objawił tym samym Ojca. Umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Zmartwychwstał. Nim wstąpił do nieba, obiecał Ducha Świętego. I słowa dotrzymał. A my w imię Trójcy ochrzczeni jesteśmy świadkami tego. Amen.

ks. Michał Palowski

zdjęcie: www.gosc.pl

 

 

 

2018-04-08 – J 20,19-31 – O mydle i miłosierdziu

 

Dzisiaj w śląskich kościołach powinno pachnieć wonnymi olejkami. Niedziela ta jest bowiem dedykowana dzieciom Aleppo, to zaś szacowne syryjskie miasto przez wieki słynęło z wyrobu najlepszego na świecie mydła. Ten dzień przypomina również o tym szczególnym przejawie miłosierdzia, jakim jest liturgia. W niej pod osłoną znaków, gestów, zapachów niepojęty Bóg pozwala doświadczyć się ludzkim zmysłom. A skoro o gestach mowa, aż prosi się, aby słów kilka rzec dziś o dłoniach i wieńczących je palcach, wszak postać Tomasza i mydło zobowiązują.

Ręka jest najdoskonalszym organem człowieka przy wykonywaniu prac zewnętrznych, stąd w potocznej mowie wyraża „działanie” w jego rozmaitej formie. Ręce odznaczają się szczególną zdolnością wyrazu, służącą nawiązywaniu duchowego kontaktu z bliźnimi.

Wówczas, gdy człowiek podaje rękę drugiemu, dotyka nie tylko fizycznej części jego ciała, ale poprzez nią także „całej duchowej osoby drugiego, jego miłości wierności, gotowości do poświęcenia siebie czy do przebaczania”. Ręka jest więc prawdziwym symbolem w pełnym sensie tego słowa.

Podanie prawicy od najdawniejszych czasów jest zewnętrznym znakiem zgody. Takie znaczenie miało także wytłaczanie na monetach dwóch złączonych ze sobą rąk. Połączenie prawic nowożeńców jest od dawna, a nie dopiero od czasów chrześcijańskich, istotnym znakiem węzła małżeńskiego i często pojawia się w przedstawieniach zmarłych małżonków w antycznej płaskorzeźbie sarkofagowej alb na złotych kielichach, których prawdopodobnie używano w czasie uczty weselnej.

Ludy w prastarych czasach widziały w ręce symbol tworzącej i kształtującej wszystko siły natury, mianowicie subtelnego, pełnego artyzmu formowania, które podziwiamy we wszystkich jej dziełach. Interpretacja ta odnosi się także do symboliki palców, które przede wszystkim cechuje niezwykła zręczność.

Pismo święte posługuje się obrazem rąk w wielorakim znaczeniu, celem określenia działania w ogólności, prawa rozporządzania czymś lub kimś, potęgi nieprzyjacielskiej, kierowania, nadzorowania, energii, zapału do czynu. Często gest rąk ma w Biblii znaczenie symboliczne. Wielkie cuda i sprowadzenie plag egipskich poprzedziło wyciągnięcie ręki przez Mojżesza i Aarona. Do modlitwy wyciągano obie ręce. Do przysięgi – jedną. Namaszczenie rąk należało do obrzędu święceń kapłańskich. Błogosławieństwa, przekazania Bogu własności do składanego daru ofiarnego, przeniesienia winy i przekazania urzędu dokonywało się przez gest nałożenia rąk.

Na niezliczonych miejscach świętych ksiąg, ręka, ramię, czy prawica Boża są jednak przede wszystkim antropomorfizmami oznaczającymi moc, która tworzy, pomaga, prowadzi, ochrania, ocala, zwycięża albo też karze. Niekiedy też wyobrażają one hojność Bożą, Jego miłość albo otrzymanie przez proroków objawienia, które ogarniało ich z przemożną siłą.

W przypadku Syna Bożego, który stał się człowiekiem, „ręka Boga” nie jest już antropomorfizmem, lecz rzeczywistością. Chrystus, od wieków „ręka Pańska”, którą wszystko zostało stworzone, ma teraz ręce człowieka z naszego ciała i naszej krwi, które napełnia najbardziej wzniosła rzeczywistość i moc Boża. W Nim ręka osiągnęła najwyższy stopień realnej symboliki. Ewangelia poświęca szczególną uwagę rękom Chrystusa, które kładzie na chorych i ich uzdrawia, którymi udziela błogosławieństwa, którymi ratuje tonącego Piotra, rozmnaża chleb, łamie go i rozdaje jako swoje Najświętsze Ciało wydane ze wielu; ręce, które dla zbawienia ludzkości rozciągnął na krzyżu i pozwolił sobie przebić, które ukazuje po swym zmartwychwstaniu uczniom i które po raz ostatni wznosi geście błogosławieństwa przy swoim wniebowstąpieniu.

Obecna nadal w Kościele moc Boga-Człowieka znajduje szczególny wyraz w symbolu ręki i przez ten symbol się udziela. Co więcej, ręka Kościoła jest rzeczywiście ręką Chrystusa, nie tylko w sensie przenośnym, lecz w rzeczywistym i realny, ponieważ zarówno jedność Ciała Mistycznego ze Zbawicielem, jak i jedność człowieczeństwa Pana z osobą boską jest jednością realną.

Tradycyjne gesty otrzymują w liturgii nowotestamentowej nową treść symboliczną, która nieskończenie przewyższa dotychczasową: położenie albo wyciągnięcie rąk, równające się intencjonalnemu dotknięciu z oddali, sprawia sakramentalne działanie Ducha Świętego. Te obydwa gesty należą do istoty sakramentu bierzmowania, przede wszystkim zaś do obrzędów sakramentu święceń. Przemożne wrażenie wywiera chwila, gdy konsekrator udzielający święceń kapłańskich, a po nim wszyscy obecni kapłani w milczeniu kładą obie ręce na głowie kandydatowi, który na mocy święceń ma moc otrzymać udział we władzy kapłańskiej, a potem podczas krótkiej modlitwy, trzymają nad nim wyciągniętą prawicę.

Również w obrzędach konsekracji biskupa, któremu wraz z urzędem pasterskim przypada w udziale najwyższy stopień władzy i godności kapłańskiej, a także w obrzędach ustanowienia opata i ksieni jest przewidziany ryt nałożenia rąk. Udzielanie sakramentu chrztu oraz namaszczenia chorych poprzedza ryt wyciągnięcia ręki kapłańskiej

Gest błogosławieństwa w kształcie krzyża, który towarzyszy wszystkim liturgicznym poświęceniom, egzorcyzmom i absolucjom, zwłaszcza zaś niektórym słowom mszy świętej przedstawia w znaku to, co ręka kapłańska sprawia w mocy ofiary Chrystusa; wszystko dokonuje się „przez Niego, z Nim i w Nim” (Forstner D. Świat symboliki chrześcijańskiej).

Czy jedna z najpiękniejszych kobiet w historii świata, Audrey Hepburn używała mydła z Aleppo, pojęcia nie mam. Wiem natomiast, że wśród wielu trafnych spostrzeżeń, jakie po sobie pozostawiła jest i to dedykowane dłoniom: Pamiętaj, że kiedy potrzebujesz pomocnej dłoni – jest ona na końcu twojego ramienia. Gdy jesteś starszy, pamiętaj, że masz drugą dłoń: pierwsza jest po to, aby pomagać sobie, druga, żeby pomagać innym. Czy to nie miłosierdzie?

 

Tekst: ks. Michał Palowski

Zdjęcie: The Telegraph

 

 

 

Popiół czy diament?

Decyzję o podróży na Maltę podjąłem spontanicznie. Chwilę zajęło znalezienie połączenia i hotelu. Zwiedzając, starałem się skupić na miejscach związanych z historią Zakonu. Przekonany, że zobaczyłem już całkiem sporo, szykowałem sie do wylotu. Nader niespodziewanie odezwał się do mnie Michael, który zaproponował ostatni spacer po uliczkach Valetty. Wystarczył jeden telefon, by otwarły się przed nami podwoje klasztoru św. Urszuli, w którym przechowywana jest relikwia czaszki bł. Gerarda.

Sam klasztor został ufundowany przez Wielkiego Mistrza de Loubenx Verdalle w roku 1595. Kiedy Zakon został zmuszony do opuszczenia Malty w 1978 roku, klauzurowa wspólnota sióstr pozostała na wyspie, przechodząc wkrótce pod jurysdykcję diecezji (obecnie archidiecezji) maltańskiej. Chociaż nie przynależy już formalnie do Zakonu zachowuje nadal silny, oparty na historycznych fundamentach związek z Wielkim Mistrzem oraz Kawalerami i Damami Zakonu. Po dziś dzień siostry noszą na habitach biały, emaliowany krzyż maltański, zaś podczas składania ślubów wieczystych, noszą haftowaną stułę profesyjną właściwą kawalerom sprawiedliwości. Od 1830 roku przechowują relikwię czaszki bł. Gerarda[1].

Tak szczególna dla zakonu relikwia czaszki Założyciela, pierwotnie była przechowywana w kaplicy Pałacu Magistralnego. Następnie przeniesiono ją do kościoła konwentualnego św. Jana, skąd trafiła w ręce sióstr, które ulokowały ją w bocznym ołtarzu swojego chóru.

Dokumenty przechowywane w małym, cynkowym pudełku złożonym na poduszce, na której spoczywa relikwia czaszki stwierdzają, iż trafiła ona na Maltę z Manosque we Francji na polecenie Wielkiego Mistrza Emmanuela Pinto w 1749 roku.  Kiedy Zakon opuścił Maltę, przechowywana była w skarbcu relikwii konkatedry św. Jana. Siostry poprosiły wikariusza kapitulnego Mons. Francesco Saverio Caruana, późniejszego biskupa, by powierzoną ją ich pieczy. Ich prośba została przyjęta. Kapituła udzieliła Mons. Salvatore Susano i Mons. Salvatore Lanzon’owi prerogatyw do przeniesienia relikwii do klasztoru św. Urszuli. Mons. Lanzon wykonał zadanie o godz. 9.00 19 czerwca 1830 roku. Czaszka została przebadana. Kiedy stwierdzono zgodność jej stanu faktycznego z załączonym rękopisem, relikwiarz zamknięto i opieczętowano.

Spisane w języku francuskim dokumenty odnoszą się do każdorazowego otwarcia relikwiarza, którego dokonywano celem pobrania kolejnych relikwii w latach, kiedy czaszka znajdowała się we Francji. Miało to miejsce w latach 1656, 1669, 1681 i 1782. Na Maltę relikwia dotarła w roku 1749. Z kolei dokumenty datowane na roku 1830 wskazują, kiedy trafiła do klasztoru. 21 grudnia 2001 roku po uzyskaniu zgody arcybiskupa Josepha Mercieca’i dokonano otwarcia relikwiarza, aby relikwię umieścić w srebrnej czaszce, którą ufundował prof. dr Guglielmo de’ Giovanni Centelles, książę Precacore wraz z małżonką księżną Carlą.  Relikwiarz ten został wykonany w Rzymie przez jubilera Gerardo Sacco z Crotone. Przy okazji pobrano również fragmenty czaszki. Przekazano je do Domu Generalnego franciszkanów w Rzymie celem złożenia ich w teche (włos. szkatułka). 13 lipca 2002 roku działając w imieniu arcybiskupa kanclerz Kurii Mons. Carmelo Zammit zapieczętował relikwię w nowym, srebrnym relikwiarzu. Obecnie relikwia czaszki bł. Gerarda spoczywa na prawo od głównego ołtarza[2].  

Mam nadzieję, że Czcigodny nasz Założyciel, jak i P.T. Czytelnicy nie będą mi mieli za złe, że wspomnienie Patrona czczę tekstem, który nadaje się do bardziej do bedekera niż do modlitewnika. Mam jednak świadomość, że gdyby nie światła myśl, która zakiełkowała przed wiekami w tej czaszce, nie byłoby dziś Zakonu, nie byłoby nas. Warto również wpatrując się w nią pomyśleć, co (jaka „relikwia”) tak materialnie, jak i w pamięci potomnych zostanie po nas, spadkobiercach i – daj Boże – naśladowcach bł. Gerarda.

ks. Michał Palowski

zdjęcie: www.orderofmalta-malta.org.mt/stursula/stursula_menu2vrtfrms.htm

 



[1] https://www.orderofmalta.int/2002/10/11/monastery-st-ursula-malta tłum. MP

 

[2] http://www.orderofmalta-malta.org.mt/stursula/stursula_menu2vrtfrms.htm tłum. MP

2017-10-08 – Mt 21,33-43 – O winnicy w dzierżawę oddanej

Słowo ciałem się stało. Bóg stał się człowiekiem. Przyszedł na świat w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu. Był tych okoliczności bacznym i wnikliwym obserwatorem jak i komentatorem. Niejednokrotnie w swoim nauczaniu odwoływał się do zdarzeń, których był świadkiem. Kreślił obrazy zaczerpnięte z codzienności rybaków, pasterzy, rolników.

Właściciele galilejskich winnic często pochodzili spoza Palestyny, dlatego zostawiali winnice pod opieką dzierżawców, spodziewając się należnych sobie plonów. Przypowieść Jezusa ma bardzo czytelne przesłanie jeśli uwzględnimy znane ze Starego Testamentu analogie: właściciel winnicy – Bóg oraz winnica – naród wybrany. Bóg decyduje się poświęcić nawet życie swojego Syna, aby uratować winnicę – swój lud. Nie zrażał się oporem Izraela, lecz cierpliwie wysyłał do niego proroków. W końcu posłał także swojego syna, który jednak nie został przyjęty. Bóg odda więc swoje królestwo nowemu ludowi Bożemu, który będzie się wywiązywał z obowiązku przynoszenia duchowego plonu. Chrześcijanie odkrywając w przypowieści podstawy swojej wiary w Jezusa oraz odpowiedzialności za Kościół. Istotnym zadaniem, wszystkich chrześcijan jest nieustanne wydawanie duchowych owoców w postaci dobrych czynów, umacnianie sprawiedliwości opartej na Bożych przykazaniach, kształtowanie rzeczywistości według zasady miłości Boga i bliźniego.

Tyle biblijna klasyka, która pozwoliłem sobie zaczerpnąć z Pisma świętego przetłumaczonego i wydanego przez paulistów. Przypowieść o winnicy aż prosi się, żeby spojrzeć na nią jeszcze pod nieco innym kątem. Kluczowymi – moim zdaniem postaciami – są dziś dzierżawcy.

Kodeks Cywilny stanowi, że dzierżycielem jest ten, kto rzeczą faktycznie włada za kogo innego (art. 338). Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść (1 Tm 6,7). Nadzy wyszliśmy z łona matki i nadzy tam wrócimy (Hi 1,20). Wszystko, co posiadamy, a raczej wydaje się nam, że posiadane jest dane nam przez Boga w dzierżawę. Naszą zaś rolą jest obracać tym zgodnie z zamysłem Posiadacza. Po pierwsze dane jest nam życie. Mamy je dobrze – nie marnując czasu i talentów – przeżyć. Po wtóre dane są nam dzieci. Rolą naszą jest dobrze je wychować, aby osiągnąwszy dorosłość swoją osobowością zasiliły nowe rodziny, które same założą lub wspólnoty, do których wstąpią. Po trzecie powierzono nam dobra materialne, których trzeba nam kierując się roztropnością używać dla zaspokojenia własnych potrzeb nie zapominając przy tym o potrzebach bliźnich. Posłanym zaś do nadzorowania, czy aby na pewno realizujemy wolę posiadacza kontrolerem jest właściwie ukształtowane sumienie.

Była klasyka. Była dygresja. Czas na pointę. Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że działalność gospodarcza –wiążę się z ryzykiem. W przypadku dzierżawienia ponoszą je obie strony, szczególnie zaś obciążony jest ten, który swoje dobra oddaje w dzierżawę, o czym dobitnie przypomina dziś ewangelia. W przypadku niepowodzenia może ratować się w przewidziany przez prawo sposób. W biznesie, któremu na imię życie oraz w jego pochodnych miejsca na plan B nie ma. Warto o tym pamiętać.

 

tekst: ks. Michał Palowski

zdjęcie: www.eurasia.net

 

 

2017-09-10 – Mt 18,15-20 – O dowodzie

Powiadają, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. I sporo w tym racji. Raz po raz łapię się na tym, że na wiele spraw patrzę przez pryzmat doświadczenia zdobytego podczas pracy w Sądzie. Odnosi się to również do ewangelii.

Kodeks Prawa Kanonicznego stanowi, że obowiązek dowodzenia spoczywa na tym, który coś twierdzi (kan. 1526). W potocznym rozumieniu dowód oznacza okoliczność lub rzecz, która przemawia za czymś lub coś uzasadnia.

Wydaje mi się, iż upomnienie braterskie, o którym słyszymy dziś w liturgii Słowa również może być rozumiane jako dowód. Po pierwsze jako dowód tego, że poważnie traktujemy Boże przesłanie, że uznajemy je za prawdę, że dajmy mu wiarę. Dając zaś wiarę słowu, dajemy również wiarę temu, od kogo ono pochodzi. Po wtóre upomnienie jest dowodem na to, że potrafimy odróżnić dobro od zła i gdy zajdzie konieczność, nazwać jedno i drugie po imieniu, pamiętając przy tym, iż zło należy potępić, zaś jego sprawcę napomnieć i sprowadzić na właściwą drogę. Po trzecie postępując wedle ewangelicznego wskazania – upominając z zachowaniem stopniowania, a więc w cztery oczy, wobec świadków, na forum Kościoła dowodzi, iż przestrzegamy prawa i wynikającego zeń porządku. Po czwarte wreszcie upomnienie braterskie jest dowodem miłości bliźniego. Czytelnym sygnałem, że zależny nam na jego dobru. Nie tylko tym doczesnym, ale i wiecznym, czyli na zbawieniu.

Przyjęte upomnienie prowadzi do nawrócenia to zaś do przywrócenie porządku. Odbudowuje zaburzoną przez zło międzyludzką wspólnotę dwóch lub trzech zgromadzonych w imię Jezusa. Warto również pamiętać, iż nikt nie może być sędzią w swojej własnej sprawie. Naszą postawę wobec upomnienia braterskiego i tego udzielonego, i tego przyjętego oceni kiedyś Pan Bóg.

tekst i zdjęcie:

ks. Michał Palowski

 

2017-07-16 – Mt 13,1-23 – O zupie mlecznej

Skąd się bierze mleko? Ze sklepu z owadem lub płazem w logo. Brzmi absurdalnie, ale niestety prawdziwie. Najmłodsi coraz częściej podstawowe prawa rządzące światem znają z kart podręczników (wariant optymistyczny) lub z ekranów multimediów (wariant pesymistyczny, a może po prostu prawdziwy). Aż chciałoby się zawołać, parafrazując ewangelistę: »Szczęśliwi ci, którym dane jest obcować z przyrodą, którzy wiedzą, iż mleko pochodzi od krowy«.

Jezus w swoim nauczaniu wielokrotnie odwoływał się do codzienności swoich słuchaczy – rolników, pasterzy, rybaków. Posiłkując się obrazami z dobrze znanej im rzeczywistości chciał jak najlepiej przedstawić prawdę o Królestwie. Jeśli obraz nie wystarczał, tłumaczył i wyjaśniał. Dla nas głoszących Słowo to wskazówka, aby o Bogu mówić ludzkim, zrozumiałym językiem. Dla słuchaczy zaś (a więc i dla głoszących, którzy winni być pierwszymi słuchaczami) to przypomnienie, że Boga pojmujemy przez pryzmat bardzo osobistych doświadczeń. Owa różnorodność w konsekwencji czyni Kościół pięknym i bogatym.

Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca przypomina autor Listu do Hebrajczyków (Hbr 4,12). Choć uszy nasze słyszą dziś szumiące na kartach lekcjonarza łany, a oczy wyobraźni widzą zboże w różnych fazach rozwoju serce i rozum posłuszne wskazaniom Jezusa podpowiadają, że nie o uprawę zbóż tu chodzi. Przesłaniem płynącym dziś z biblijnych czytań jest szczególna relacja między Bogiem i Jego Słowem a człowiekiem, do którego jest ono kierowane.

Wspomnieliśmy już, że Boże Słowo odbieramy przez pryzmat bardzo osobistych doświadczeń. Warto dodać, iż równie ważne dla skuteczności Jego działania w naszym życiu są okoliczności czasu i miejsca, w których Ono do nas trafia – droga, na której żeruje ptactwo; grunt skalisty, gdzie mocno operuje słońce; ciernie, które zagłuszają; ziemia żyzna, gdzie plon jest obfity. Dlatego nie można się obrażać na Pana Boga, że Jego Słowo jest pozbawione mocy. Obrazić – i tu duży cudzysłów – można się na siebie, iż nie dopełniliśmy swoich powinności, że pozwoliliśmy Złemu porwać to, co zostało zasiane w sercu; że załamaliśmy się, gdy przyszły ucisk czy prześladowanie; że troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszyły słowo, tak że stało się bezowocne. Ale to nie wszystko. Warto mieć świadomość płynącej z bycia człowiekiem przyziemności. Na naszą percepcję Bożego Słowa rzutują także pogoda (niż/wyż), stan zdrowia, zmęczenie, pora dnia. Niby nic, a jednak warto o tym pamiętać, by oszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów.

Nasze dzisiejsze rozważanie zaczęliśmy od pytania, skąd się bierze mleko. Skończyliśmy na dywagacjach o zbożu, z którego powstają płatki. Płatki połączone (z) mlekiem stają się zdrowym śniadaniem. Wniosek wydaje się być oczywisty. Odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania należy szukać w Słowie. Smacznego!

 

tekst: ks. Michał Palowski

foto: www.tapetyczne.pl

 

 

 



2017-06-18 – Mt 9, 36 – 10, 8– O ludziach dobrej woli

Przywykliśmy do tego, aby scenę rozesłania apostołów odnosić do osób powołanych do służby w Kościele, w szczególności zaś do kapłanów. I istotnie tak jest. Powołanie, a następnie posłanie apostołów jest następstwem zachęty do modlitwy o tychże. Ale to nie wszystko. Jezusowy nakaz: Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie, jawi się jako ewangeliczna definicja wolontariatu. Krótko mówiąc: dobrze czyńcie, korzystając z tego, co otrzymaliście, nie oczekując przy tym niczego w zamian.

Wolontariat sam z siebie jest czymś dobrym. Wypływa ze szlachetnych pobudek. Służy dobru. Nie ma więc sensu wartościować, która z organizacji dobroczynnych jest lepsza. Potrzebujących pomocy jest wielu. Oni są i nadal będą. Obszarów i dziedzin zaangażowania wystarczy dla wszystkich chcących nieść pomoc. W kontekście treści dzisiejszych czytań mszalnych warto jednak spojrzeć na wolontariat jako na szczególną formę powołania, które z Boga bierze swój początek i ku Niemu ma prowadzić.

Skoro o wolontariacie mowa, warto w tym miejscu przypomnieć słowa Jana Pawła II z adhortacji Ecclesia in Europa: W tej perspektywie trzeba dowartościować autentyczny sens chrześcijańskiego wolontariatu, który rodząc się z wiary i będąc nią stałe ożywiany, musi stanowić połączenie umiejętności zawodowych i autentycznej miłości, pozwalającej wszystkim, którzy w nim uczestniczą, «aby postawę zwykłej filantropii wynosili na wyżyny miłości Chrystusa; aby każdego dnia, mimo trudów i zmęczenia, odnawiali w sobie świadomość godności każdego człowieka; aby starali się odkrywać potrzeby ludzi i wytyczać — jeśli to konieczne — nowe drogi tam, gdzie potrzeby są pilniejsze, zaś słabsi wymagają większej uwagi i pomocy (85).

Wniosek wydaje się być aż nadto czytelny – chrześcijański wolontariat ma swoje źródło w wierze, a zatem obsequium pauperum – »uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy oraz darmo otrzymaliście, darmo dawajcie« rodzi się z tuitio fidei – »proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo oraz idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie«.

Zatem pierwszym obszarem zaangażowania wolontariusza, w szczególności tego działającego pod znakiem krzyża maltańskiego winna być przestrzeń relacji z Bogiem, której granice wyznaczają Słowo Boże, codzienna modlitwa i sakramenty – eucharystia co niedzielę i spowiedź co miesiąc. Dobrze wiedzieli o tym nasi przodkowie, którzy tworząc Regułę zdecydowali, by oprzeć ją na benedyktyńskiej – ora et labora, gdzie modlitwa uświęca pracę i gdzie praca jest modlitwą. Inaczej nie ma sensu poświęcać się pracy i oddawać się u jej kresu zabawie, jeśli braknie fundamentu maltańskiej triady, czyli Boga.

tekst ks. Michał Palowski

zdjęcie: Elżbieta Świerad

 

2017-05-28 – Mt 28,16-20 – Na Wniebowstąpienie

 

Pan Jezus wstąpił do nieba. Bóg po raz kolejny dotrzymał słowa. Wcześniej tak, jak obiecał stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał. Na daremno spodziewać się w tym miejscu napisów końcowych. Po pierwsze dlatego, że Bóg jeszcze raz musi dotrzymać słowa. Wszak obiecał, że ponownie przyjdzie. Po wtóre zaś, dlatego że i my mamy w tej historii swój udział. Ale po kolei.

Za terminem wniebowstąpienie kryje się cel, czyli niebo oraz działanie mające doń doprowadzić, czyli wstępowanie.

Twoja mowa Cię zdradza (Mt 26,73). Czasami czuję się jak św. Piotr. Kiedy wychodzi na jaw, że pracuję w Sądzie, często pojawiają się pytania dotyczące procesów o nieważność małżeństwa. Nie ukrywam, że miłym zaskoczeniem było pytanie, które usłyszałem ostatnio. Chodziło o kota. O to, czy będzie w niebie.

Niebo to – podaję za księdzem Wincentym Granatem – to szczęśliwy, wiekuisty i społeczny udział istot rozumnych, a więc aniołów i ludzi w wewnętrznym życiu trzech Osób Bożych. Kot, choć stworzenie Boże, sam z siebie do nieba nie trafi. Jeśli natomiast od kociej obecności ma zależeć wieczne szczęście jego pani, to niewykluczone, że i o kota Pan Bóg się postara.

Pismo Święte nieba wprost nie definiuje. Nie zamyka w sztywne ramy. Kiedy o nim mówi, odwołuje się do nader przyjemnych dla oka i ucha obrazów – uczty, procesji, śpiewu, światła, miasta świętego, wody życia. Te wszystkie wyobrażenia są jedynie pomocnicze i na ogół symboliczne. Do mnie najbardziej przemawia obraz, który ładnych parę lat temu stworzyli dwaj śląscy kapłani – dogmatyk pospołu z biblistą. Wedle ich ujęcia niebo będzie salonem, w którym zasiada się na wygodnych, wiklinowych fotelach, gdzie serwuje się aromatyczną kawę i słucha Dire Straits. Osobiście dorzuciłbym jeszcze dobrą książkę. Bo skoro ta pani może mieć kota, dlaczego ja nie miałbym mieć książek. Tyle w odniesieniu do nieba.

Słownik języka polskiego podpowiada, iż wstąpić opcjonalnie wstępować można do jakiejś społeczności czy organizacji, można wstąpić w szeregi uczniów szkoły, w nas mogą wstępować wszelakie uczucia, wstępując, dostać się można do wnętrza czegoś czy też wejść na krótko, wreszcie stawiając kroki, dostać się na miejsce wyżej położone. Szczególnie mocno w kontekście dzisiejszej uroczystości wydają się brzmieć dwa ostatnie znaczenia.

Wniebowstąpienie Jezusa przypomina, że tu, na ziemi, jesteśmy tylko przejściowo, tylko na chwilę, że naszym ostatecznym celem jest niebo z zastrzeżeniem – i tu kłania się drugie ze znaczeń – że chcemy wstąpić tam nie na chwilę, lecz na wieczność, na zawsze. Droga od nieba zaczyna się na ziemi. Zbawienia nie osiąga się przez prostą deklarację, ale przez wejście we wspólnotę uczniów, co oznacza osobiste i całkowite przylgnięcie do Chrystusa, o czym przypomina dziś święty Mateusz. W praktyce chodzi o to, by podobnie jak Jezus z Nazaretu – wszak i nas w chrzcie i bierzmowaniu Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą – przejść przez ziemię dobrze czyniąc (por. Dz 10,38). Do tego sprowadza się nakaz: „Idźcie i głoście”. To nasz udział w tej historii, która się jeszcze dla nas nie skończyła.

Tekst i zdjęcie: ks. Michał Palowski

 

2017-04-19 – Zmartwychwstanie

I rzekł Zasiadający na tronie: Oto czynię wszystko nowe (Ap 21,5). Jest Prawdą. Jak powiedział, tak zrobił. Owej nowości przez ostatnie dni doświadczaliśmy szczególnie intensywnie. Na początek, w Wielki Czwartek Jezus nakarmił nas nowym, innym od powszedniego chlebem. I dał nam nowe przykazanie abyśmy się wzajemnie miłowali tak, jak On nas umiłował (J 13,34). Mrok minionej nocy rozjaśnił blask nowego ognia, zaś nowa woda odrodziła katechumenów do nowego życia. My zaś staliśmy sie nowym ciastem, bo przecież przaśni jesteśmy (…) odprawiamy więc święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu złości i przewrotności, lecz na przaśnym chlebie czystości i prawdy (1 Kor 5-7a-8). Nowy wreszcie, a raczej odnowiony jest również bezpośredni – wcześniejszy niż Maria Magdalena, Jan i Piotr – świadek zmartwychwstania Grób Pański w Jerozolimie. Prace, które trwały dziesięć miesięcy zjednoczyły trzy główne wyznania sprawujące pieczę nad świątynią wzniesioną nad grobem Pana Jezusa: Kościoły greckoprawosławny, ormiański i katolicki. W ramach remontu kaplica Grobu Pańskiego została rozebrana i następnie zrekonstruowana. Zabrudzone – zwłaszcza dymem palony świec – części zostały oczyszczone. Zniszczone – zastąpiono nowymi.

Właśnie tam, wokół pustego grobu gromadzą się bohaterowie dzisiejszej ewangelii: Maria Magdalena, uczeń, którego Jezus kochał, czyli Jan oraz Szymon Piotr. Widzą odsunięty kamień, pustą ławę w jego wnętrzu, leżące na niej płótna i chustę. Odnosząc te dowody do zapowiedzi proroków oraz słów samego Jezusa, każdy z nich tego poranka bardzo mocno, osobiście doświadcza prawy o zmartwychwstaniu. Wiarą, która się w nich rodzi wzajemnie się ubogacają. Wiara jednostki buduje wiarę wspólnoty. Wiara wspólnoty umacnia wiarę jednostki.

Nowość, której doświadczaliśmy w ciągu minionych dni, jak również zakończone dopiero co prace konserwatorskie w kaplicy Bożego Grobu przywodzą na myśl ideał nowego człowieka w Chrystusie, czyli dojrzałego chrześcijanina, a wraz z nim apostoła i piewcę jego piękna, pochodzącego ze Śląska, założyciela ruchu Światło-Życie, Sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, którego trzydziestolecie śmierci w tym roku przypada. Stary człowiek to człowiek oddzielony od Boga, żyjący w grzechu, niezdolny do wchodzenia w relacje, rozbity wewnętrznie, zamknięty w swych egoistycznych celach. Nowy człowiek jest świadomy swojej godności jako osoby, swoje życie podporządkowuje Bogu, czyni z siebie bezinteresowny dar, tzn. dzieli się swoim czasem, zdolnościami z innymi ludźmi. Wychowanie nowego człowieka polega na rozwijaniu i doskonaleniu w sobie miłości agape – czyli bezinteresownej miłości. W jego życiu zachodzi jedność pomiędzy prawdami uznawanymi za słuszne, a tymi, według których postępuje. To człowiek prawdziwie wolny. Wzorami nowego człowieka są Jezus i Maryja (www.oaza.pl).

Paschalna nowość jest nam jako ludziom pisana. Zapoczątkował ją chrzest. Umacnia w niej Eucharystia. Wielkanoc rok w rok wciąż od nowa – nomen omen – o tym nam przypomina. Odnawiając siebie, odnawiać mamy Kościół, a wraz z nim oblicze ziemi. Przechodząc przez nią – dobrze czynić innym, wszak centrum programu jest przykazanie miłości. Nowe przykazanie.

 tekst: ks. Michał Palowski

zdjęcie: www.jerusalem.com

 

 

2017-04-13 – Wielki Czwartek – Kiss and fly

Potrzeba matką wynalazków, dlatego najpierw na lotniskach, a z biegiem czasu na wszystkich innych dworcach pojawiły się stanowiska opatrzone hasłem: Kiss and fly (Pocałuj i leć) lub Kiss and ride (Pocałuj i jedź) dedykowane i tym, którzy nie lubią pożegnań i tym, którym się spieszy. Ot, szybki buziak i w drogę.

Biblijne znaczenie wyrazów pocałunek, całować można podzielić na trzy grupy. Pierwsza dotyczy uczuć romantycznych. W drugiej grupie – i ta jest najliczniejsza – pocałunek jest znakiem powitania (Józef całuje swych braci, Aaron – Mojżesza, miłosierny ojciec – marnotrawnego syna. Kilka nowotestamentowych listów kończy się poleceniem, by pozdrowić się wzajemnie świętym pocałunkiem lub pocałunkiem miłości. Pocałunek może też być częścią rytuału (namaszczenie Saula na króla przez Samuela, namaszczenie stóp Jezusa przez nawróconą jawnogrzesznicę). W grupie trzeciej pocałunek oznacza przewrotność i zdradę (Jakub całuje Izaaka świadomie popełniając przy tym oszustwo, a Joab całując Amosa, zabija go, Judasz zdradza Jezusa pocałunkiem). Z kart Biblii pocałunek trafił do liturgii. Dawniej, jako znak miłości i braterstwa poprzedzał przyjęcie komunii świętej, która wyraża jedność wierzących z Bogiem i miedzy sobą. Obecnie w zależności od miejsca zastąpiono go skinięciem głowy lub podaniem ręki. Zachował się natomiast jako sposób okazywania czci ołtarzowi. Po przybyciu do prezbiterium, jak i na zakończenie celebracji kapłan i diakon całują ołtarz, który stanowi symbol samego Chrystusa, składającego ofiarę swego Ciała i Krwi wraz z całym Kościołem. Przypomina o tym obrzęd konsekracji, kiedy na jego płycie i czterech rogach wylewa się konsekrowany w Wielki Czwartek (sic!) olej krzyżma, którym następnie namaszcza się całą powierzchnię. Wszak Chrystus – Mesjasz to przecież Namaszczony. Ojciec namaścił Go Duchem Świętym i ustanowił Najwyższym Kapłanem, aby na ołtarzu swego Ciała złożył w ofierze swoje życie za zbawienie wszystkich. Następnie na ołtarzu spala się kadzidło, aby ukazać, że Ofiara Chrystusa, która w tym misterium wciąż jest obecna, wznosi się do Boga jak miła woń. Ma to również wyrazić myśl, że modlitwy wiernych, pełne błagań i wdzięczności, docierają do tronu Boga. Nakrycie ołtarza wskazuje, że ołtarz chrześcijański jest miejscem Ofiary eucharystycznej oraz stołem Pańskim. Dokoła niego stoją kapłani i wierni, i przez tę samą czynność, choć spełniają różne funkcje, sprawują pamiątkę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa oraz spożywają Wieczerzę Pańską. Dlatego ołtarz jako stół uczty ofiarnej odpowiednio się przygotowuje i uroczyście przyozdabia. Oznacza to wyraźnie, że ołtarz jest stołem Pana, do którego wszyscy wierni przychodzą z radością, by posilić się Bożym pokarmem, czyli Ciałem i Krwią ofiarowanego Chrystusa. Wreszcie oświetlenie ołtarza świecami przypomina, że Chrystus jest Światłem na oświecenie pogan, którego blaskiem jaśnieje Kościół, a dzięki niemu cała rodzina ludzka. Kamienna płyta ołtarzowa (mensa) wyobraża skałę Golgoty, na której ukrzyżowano Jezusa. Baldachim w formie daszku, jaki z czasem pojawił się nad nią – Grób Pański w Jerozolimie. Wreszcie w płycie ołtarza umieszcza się relikwie świętych, najczęściej męczenników, których ofiara życia łączy się z ofiarą Chrystusa.

Błogosławiony jesteś Boże, Ty przyjąłeś ofiarę, którą Chrystus złożył na ołtarzu krzyża, aby zbawić ludzkość. Ty z ojcowską miłością gromadzisz swój lud, przy stole Pańskim, aby sprawował pamiątkę tej ofiary. Wejrzyj więc Panie, na ten ołtarz przygotowany do sprawowania Twoich misteriów. Niech on będzie miejscem uwielbienia i dziękczynienia, ołtarzem, przy którym spełniać będziemy święte obrzędy ofiary Chrystusa, stołem, na którym będziemy łamali Chleb życia i pili z kielicha, który nas jednoczy, niech będzie źródłem, z którego tryska woda dająca zbawienie. Spraw, abyśmy przystępując do Chrystusa, który jest żywym kamieniem, wzrastali jako święty przybytek, a na ołtarzu naszych serc składali miłą Tobie ofiarę świętego życia, ku Twojej chwale.

Logika podpowiada, że odmawianą przez biskupa modlitwę poświęcenia ołtarza słyszymy we własnym kościele raz w życiu, jeśli mamy szczęście być przy nim obecni lub nie słyszymy jej wcale. Pozwoliłem sobie zacytować ją nie tylko po to, by przypomnieć, czym jest ołtarz i jaką spełnia rolę w liturgii, ale również podkreślić, iż wskazuje ona nam cel drogi, którą przemierzamy każdego dnia, święte życie ku Bożej chwale, aż do nieba. Kiss and fly (Pocałuj i leć) wieszczą tabliczki na lotniskach. Dzisiejsza liturgia jest okazją, by podziękować Bogu za to, że możemy wzlatywać ku wyżynom i że w tej drodze przyjmując z ołtarza Najświętsze Ciało i Krew Bożego Syna, otrzymujemy obfite błogosławieństwo i łaskę. Wdzięczność zaś można wyrazić na wiele sposobów. Dziś ucałowaniem ołtarza.

tekst: ks. Michał Palowski

ilustracja: www.motocaina.pl



2017-03-26 – J 9, 1. 6-9. 13-17.34-38– Laetare

Wszystko ma swój początek. Liturgia Słowa kieruje dziś nasze umysły i serca ku nim właśnie: Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Idź, obmyj się w sadzawce Siloam – co się tłumaczy: Posłany. Obmycie (wodą) i namaszczenie (olejem krzyżma), symbolizują chrzest, który jest nie tylko przyczyną naszej tu obecności, ale i źródłem, z którego bierze swój początek nasza radość. I ta ponadczasowa: Pan mym pasterzem, dlatego nie brak mi niczego. Jak i ta bieżąca: Wszak to już czwarta niedziela Wielkiego Postu. Niedziela radości. Pascha coraz bliżej.

W tradycji rzymskiej jest to „niedziela róż”, ponieważ w tym dniu mieszkańcy Wiecznego Miasta obdarowywali się pierwszymi kwiatami zakwitających róż, zaś ojciec św. poświęcał złotą różę, którą ofiarowywał osobie zasłużonej dla Kościoła. Skoro o Rzymianach mowa. Łacińska sentencja powiada, że o gustach (i kolorach) dyskutować nie należy. I słusznie. Róże nie każdy lubi. W różowym nie wszystkim do twarzy. Do wszystkich natomiast i każdego z osobna adresowana jest radość, jak i jej szczególna forma – ewangelia, czyli dobra, radosna nowina.

Skoro o ewangelii mowa, w dzisiejszym janowym passusie aż roi się od odniesień do chrztu. Szczególnie mocno brzmią zdania: Idź, obmyj się w sadzawce (…) On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc. Polecenie: Idź przywodzi na myśl uwolnienie z więzów grzechu pierworodnego. Obmyj się w sadzawce – obmycie/oczyszczenie z tegoż. Wrócił, widząc wskazuje na oświecenie/na poznanie. Cudowne uzdrowienie niewidomego budzi zdziwienie naocznych świadków. W ich sercach rodzą się wątpliwości: Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze? Tak, to jest ten. Nie, jest tylko do tamtego podobny. Uzdrowiony od wątpliwości jest wolny: To ja jestem. Nie inaczej jest w życiu. Ochrzczony, gdy nachodzą go wątpliwości może czuć się bezpiecznie pokładając swoją ufność w wierze w Syna Człowieczego, który przed nim stoi i do niego mówi.

Siloam – tłumaczy się: Posłany. Jezus został posłany, by nam, ludziom przynieść ewangelię, radosną, dobrą nowinę. Chrzest przypomina, że nie wolno nam zatrzymywać jej tylko dla siebie. Również i my jesteśmy posłani. Idźcie i głoście. Hasło, które jako następstwo jubileuszu Chrztu Polski, jak i konsekwencja naszego własnego chrztu, przyświeca Kościołowi w tym roku padało już w tym miejscu z wielu ust. I z pewnością jeszcze nie raz padnie. Jednak nie sztuką jest głosić, że oto przyjąwszy chrzest, należy iść i głosić ewangelię, czyli radosną nowinę, ale sztuka zrobić to naprawdę. Zrobić to naprawdę i z radością, do której wzywa nas dzisiejsza niedziela. Z radością płynącą, po pierwsze z przekonania, że Bóg nas kocha i chce naszego dobra, po wtóre zaś – z potrzeby autentyczności, świadectwa, że nowina, której daliśmy wiarę naprawdę jest dobra i radosna. No bo kto uwierzy smutnemu?

Tekst i zdjęcie: ks. Michał Palowski 

 

2016-11-13 – Łk 21,5-19 – O końcach świata

 

Nie tak dawno przyszło mi podwozić jednego ze znajomych, który mieszka w pewnej odległości od ścisłego centrum. Choć byłem u niego nie raz pro forma, zapytał, czy wiem, jak dojechać na to jego… Tu padło określenie lokalizacji i nie był to bynajmniej zapiecek ani zakątek. Powiedziałam, że wiem. I tak po chwili dotarliśmy na rzeczony koniec świata. Muszę przyznać, że miejsce istotnie jest bardzo urokliwe. Mnóstwo zieleni. Domów niewiele. Do cywilizacji nieznaczny, ale jednak kawałek. I tak po kantowsku: niebo gwiaździste nad nami i prawo moralne w nas. Ów idylliczny obrazek przyszedł mi na myśl, kiedy zobaczyłem dzisiejsze czytania mówiące o końcu świata właśnie. Może ów dzień nie będzie aż tak straszny, jak nam się wydaje? Może jednak będzie pięknie jak na owym geograficznym końcu świata, o którym wcześniej?

Co prawda odnośnie do końca świata wciąż więcej nie wiemy niż wiemy, ale owa wiedza mimo wszystko napawa optymizmem. Wszak eschatologia to nie tylko teologia śmierci i przemijania, to również teologia nadziei. A propos teologii. Wraz z końcem świata skończą się wszelkie akademickie dociekania. Nie będą już więcej potrzebne. Każdy z nas przekona się, jak jest naprawdę spotykając się z Jezusem twarzą w twarz. Ponadto wraz z końcem świata przestaną istnieć granice wyznaczone przez czas i miejsce. Skończy się doczesność, a zacznie się wieczność. Dzień zrówna się z nocą, a niebo z ziemią. Przestanie mieć również znaczenie nasza cielesność i przypisane jej ograniczenia, w tym nieznośna cierpiętliwość.

Co do Sądu warto również pamiętać, iż sądzić nas będzie Sędzia sprawiedliwy, który jak wierzymy za dobro wynagradza, a za zło karze. Sprawiedliwy, czyli taki, który nie ma nic wspólnego z odwetem czy ślepą zemstą, ale oddaje każdemu to, co mu się słusznie należy. Każdemu według zasług. Co do joty. W myśl pawłowej zasady, która stanowi, że co człowiek sieje, to i żąć będzie (Ga 6,5) oraz że kto sieje wiatr, zbiera burze.

Jedyne, co – na szczęście dla nas w tym przewidywalnie nieprzewidywalne – to Boże miłosierdzie, które jak wiadomo jest bez miary, co nie znaczy, że nie trzeba się starać. Z niczego nie ma przecież nic. Wiedział o tym doskonale św. Paweł i swoją wiedzą podzielił się z Tesaloniczanami, a dzięki nim i z nami. Zabieganie wedle Bożych reguł o chleb doczesny poprzez pracę własnych rąk przekłada się na profit w postaci chleba niebiańskiego. Wszak po to praca jest – jak pisał Norwid – by się zmartwychwstało.

 

 

tekst i zdjęcie: ks. Michał Palowski


2016-11-01 – Mt,1-1-12a – Wokół świętości

Z pamięcią u mnie jeszcze nienajgorzej, niemniej wolałem się upewnić. Zasoby twardego dysku nie pozostawiają wątpliwości. W pierwszej parafii homilię na Wszystkich Świętych głosiłem co roku cztery lata z rzędu. W drugiej parafii temat mnie ominął. W nowobojszowskich realiach z zapisanymi przez Mateusza błogosławieństwami przychodzi mi się mierzyć po raz trzeci. Nie ukrywam, że pierwotnie korciło mnie – i to bardzo – aby przeanalizować dotychczasowe wystąpienia i zobaczyć ewolucję własnych poglądów odnośnie do świętości. Po namyśle stwierdziłem, że nie czas i miejsce na autoanamnezę. Poza tym są od tego inni. W zamian postanowiłem podzielić się kilkoma skojarzeniami, jakie zrodziły się w związku z siedmioletnim/siedmiokrotnym obcowaniem z wszystkimi świętymi i Wszystkimi Świętymi.

Pierwsze, co przychodzi na myśl to, że o świętości nie siedem, a siedemdziesiąt siedem razy. Świętość to spawa, o której nigdy za wiele, nigdy dosyć. To rzeczywistość, która wciąż od nowa prosi, by ją odkryć i próbować zrozumieć. Niewykluczone zatem, że rok, dwa lub trzy znowu przyjdzie nam wspólnie na tym fragmentem ewangelii się pochylić.

Po wtóre, to nie ubrana w gładkie słowa akademicka teoria, ale to proza życia pisana przez zwykłych ludzi, takich z krwi i kości, wśród których były i szlachetnie urodzone koronowane głowy płci obojga i przynajmniej jeden „zawodowy” żebrak. To historia pisana krwią, potem i łzami. Znaczona upadkami i podnoszeniem się z nich. Tocząca się gładkimi drogami i po wyboistych ścieżkach. Rejestr codziennych decyzji i wyborów, które w sytuacji ekstremalnej stały się heroicznymi.

Po trzecie, świętość nie jest czymś ekskluzywnym, zarezerwowanym jedynie dla wąskiego grona wybranych. Wręcz przeciwnie jest zadaniem/zaproszeniem adresowanym do wszystkich bez wyjątku.

Po czwarte, nie jest zjawiskiem zamkniętym w ścisłych granicach czasu i miejsca, co miało swój początek i koniec, ale czymś, co dzieje tu i teraz, również na naszych oczach. Każdy z nas potrafi podać – w zależności od daty urodzenia – kilku, a nawet kilkunastu świętych, z którymi mniej lub bardziej osobiście dane było mu się zetknąć.

Po piąte, choć o świętości nigdy za wiele, to jednak ważniejsze niż słowa jej poświęcone są czyny o niej świadczące. Ważniejsza jest świętość. Twoja. Moja. Nasza.

Po szóste wreszcie – last but not leastBądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz (Kpł 19,2).

 

tekst i zdjęcie: ks. Michał Palowski 

2016-10-09 – Łk 17, 11-19 O cudzie słowo. O cudzie słowa.

Wiara czyni cuda, ale czy się uda. Uda się. Jeśli uwierzysz. Błędne koło? Niekoniecznie. Raczej układ sprzężenia zwrotnego, gdzie jedno staje się przyczyną drugiego. I odwrotnie.

Cud – odwołując się do biblistów – to specjalne działanie Boga podejmowane ze względu na dobro człowieka. Ma charakter niezwykłego zjawiska, przez które Bóg objawia siebie, swoją moc i miłość oraz daje ludziom konkretny znak. Cuda dokonywane przez Jezusa miały na celu potwierdzenie Jego jedności z Ojcem, uwierzytelniały Jego posłannictwo jako Chrystusa, symbolizowały tryumf nad szatanem oraz umacniały wiarę. Właściwy sens cudów i zawarte w nich objawienie można zrozumieć i odczytać tylko w świetle wiary. Cuda czynione przez Jezusa i Jego uczniów są wyraźnymi znakami potwierdzającymi nadejście królestwa Bożego.

Jezus czynił cuda, by poprzeć nimi prawdziwość swoich słów, by wzbudzić bądź umocnić wiarę swoich słuchaczy. Dziś cud jest następstwem wiary tego, który o cud prosi. Rzecz zatem można, iż przyczyną cudu jest słowo. Słowo ma moc czynić cuda, o czym wiedzą poeci. Wśród nich śląski mistrz Joseph von Eichendorff.

W rzeczach wszystkich pieśń uśpiona

Śni o śpiewie w ciszy snów.

Świat czarowną pieśń wykona,

Gdy go zbudzisz magią snów

Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17). Jest odpowiedzią daną czynem na usłyszane Słowo. Reakcją na cud, który się dokonał. Jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dzięki niej to przodkowie otrzymali świadectwo. Przez wiarę poznajemy, że słowem Boga światy zostały tak stworzone, iż to, co widzimy, powstało nie z rzeczy widzialnych. Dla tego, kto wierzy wszystko jest możliwe (Mk 9,3) Nawet chodzenie po wodzie.

Cud choć jest zjawiskiem poznawalnym zmysłami – ze względu na swojego Autora – wykracza poza porządek natury. Przekracza jej granice. Podobnie ma się rzecz z wiarą. Nie imają jej się granice państw i polityki, wieku i płci, wykształcenia i stopnia zamożności. Dzisiejsza historia odnotowana przez świętego Łukasza przypomina, że również wdzięczność jest – czy też winna być – ponad podziałami. Powinna również być czymś naturalnym i powszechnym, a nie cudownym i zjawiskowym. Ale to już całkiem inna historia.

 

 

 

tekst i zdjęcie: ks. Michał Palowski





2016-09-11 – Łk 15, 1-10 – O przebaczeniu

 

 

Dzisiejsza Liturgia Słowa nie pozostawia zbyt wielkiego wyboru. I autor Księgi Wyjścia, i św. Paweł w Pierwszym Liście do Tymoteusza, i św. Łukasz w swojej ewangelii – jakby się zmówili – sugerują, że rzecz ma być o przebaczeniu. O przebaczeniu, czyli o czym?

 

Przebaczenie – według Słownika Języka Polskiego PWN (wersja on-line) to rzeczownikowa forma czasownika przebaczyć — przebaczać, czyli darować komuś jakąś winę. Z kolei według Słownika wiedzy biblijnej znaczenie kilku hebrajskich greckich słów, tłumaczonych jako „przebaczenie” (przebaczyć) mieści się w dwóch ogólniejszych i zachodzących na siebie zakresach znaczeniowych. Pierwszy odnosi się do spraw finansowych, do anulowania zobowiązań płatniczych dłużnika wobec wierzyciela. Drugi ma o wiele częstsze zastosowanie i dotyczy przywrócenia stosunków między osobami, które zostały zerwane z powodu jakiegoś złego czynu. Oba zakresy znaczeniowe odnoszą się do łaskawego przebaczenia przez Boga karygodnych czynów, których dopuszczają się ludzie. Autorzy biblijni używają różnych metafor wyrażających przebaczenie grzechów, jak: obmycie, oczyszczenie, wymazanie, odwrócenie oblicza, albo jeszcze bardziej obrazowych „poza siebie rzuciłeś wszystkie moje grzechy” czy też „wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy”. Takie obrazowe sformułowania mają podkreślić pełnię przebaczenia Bożego, które ma być wzorem dla ludzi.

 

 

Nie tylko autorzy biblijni lubowali się w synonimach. Również polszczyzna nie ma się czego wstydzić w tej materii. W zasobach dostępnych w sieci słowników synonimów jako alternatywę dla przebaczyć/przebaczać znaleźć można: odpuścić, zapomnieć, rozgrzeszyć, puścić coś w niepamięć, puścić coś komuś płazem, zapomnieć urazy, przywrócić kogoś do łask. Intuicja zaś podpowiada, iż w przebaczaniu chodzi o to, by na zło, które miało miejsce nie baczyć, baczenia nie mieć.

 

 

Dzisiejsza Liturgia Słowa nie pozostawia zbyt wielkiego wyboru. I autor Księgi Wyjścia, i św. Paweł w Pierwszym Liście do Tymoteusza, i św. Łukasz w swojej ewangelii – jakby się zmówili – sugerują, że rzecz ma być o przebaczeniu. O przebaczeniu, czyli o tym by na zło, które miało miejsce nie baczyć, baczenia nie mieć. Czy aby na pewno?

 

 

Po części tak. Jednak warto mieć na względzie, że równie ważne, jeśli nie ważniejsze jak niebaczenie na zło, jest baczenie na dobro, które ma miejsce, gdy dochodzi do przebaczenia i którego jakże mocno doświadcza i ten, któremu się przebacza i które w równym, jeśli nie większym stopniu dotyka tego, który przebacza, który przebaczając pozornie traci, tracąc zaś zyskuje. Zyskuje i Boże błogosławieństwo (Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią – Mt 5,7), i ludzką wdzięczność

 

 

tekst i zdjęcie: ks. Michał Palowski

 



2016-07-24 – Łk 11, 1-13 – O modlitwie

Dzisiejsza liturgia Słowa nie pozostawia złudzeń. Rzecz ma być o modlitwie. I w tym właśnie miejscu kończy się wszelka oczywistość, a zaczynają schody. Niezwykle bowiem trudno zdefiniować rzeczywistość, której chcemy poświęcić chwil kilka i odrobinę uwagi. Trzymając się wytycznych z pierwszego czytania, z Księgi Rodzaju rodem rzecz by należało, że modlitwa to dialog człowieka z Bogiem, w którym człowiek przejmując inicjatywę, zdolny jest posunąć się do granic swoich przyrodzonych możliwości, by uzyskać to, na czym mu zależy. Idąc zaś tropem wytyczonym przez św. Łukasza na kartach jego ewangelii modlitwa odkrywamy, że jawi się jako formuła słowna, którą człowiek przejął od Boga i gdy brak mu własnych słów lub gdy te uważa za zbyt mało doskonałe nią się posiłkuje. Czasem robi to łagodnie i z wyczuciem. Czasem – nachalnie i z determinacją jak ów kołaczący w środku nocy do drzwi przyjaciel.

Uciekając się do wskazań Katechizmu Kościoła Katolickiego przypomnieć, że modlitwa po pierwsze jest darem Boga, zaś pokora jest dyspozycją do darmowego przyjęcia daru modlitwy. Po wtóre – przymierzem. Związkiem przymierza między Bogiem i człowiekiem w Chrystusie. Jest działaniem Boga i człowieka; wypływa z Ducha Świętego i z nas, jest skierowana całkowicie ku Ojcu, w zjednoczeniu z ludzką wolą Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Po trzecie zaś – komunią. Żywym związkiem dzieci Bożych z ich nieskończenie dobrym Ojcem, z Jego Synem Jezusem Chrystusem i z Duchem Świętym. Życie modlitwy polega zatem na stałym trwaniu w obecności trzykroć świętego Boga i w komunii z Nim. Modlitwa jest o tyle chrześcijańska, o ile jest komunią z Chrystusem i rozszerza się w Kościele, który jest Jego Ciałem. 

Wracając pamięcią do lat studiów przyznać muszę, iż największy z pogromów jako rocznik odnotowaliśmy nie na egzaminach z prawa kanonicznego czy logiki, ale na zaliczeniu z teologii duchowości, którego przedmiotem była czwarta część Katechizmu dedykowana właśnie modlitwie. Jaki był zamysł autora drobiazgowych pytań pojęcia do dziś nie wiem. Wiem za to, że w życiu nie chodzi o to, by znać na pamięć definicje modlitwy czy też cytować złote myśli klasyków gatunku. Chodzi o to, by się modlić.

Piotr Szczepanik, a po nim Kasia Nosowska śpiewali, iż łatwo jest powiedzieć kochać. Równie łatwo powiedzieć, iż należy się modlić. Problem pojawia się, kiedy przychodzi przejść od słów do czynów. Rzecz ma się podobnie jak z definicją modlitwy. Ile modlących się tyle recept, na modlitwę. Każdy z nas ma swoje własne, sprawdzone modlitwy i przykładami sypać może jak z r

© 2024 - Fundacja Polskich Kawalerów Maltańskich
Projekt i wykonanie: Agencja Reklamowa NEXTDAY